środa, 24 czerwca 2015

6. rozdział

Dziękuję Ci, mój kochany. Bez Ciebie by tego nie było <3

__________________________________________________________________________________

   Nadal siedzieli w salonie i śmiali się w najlepsze. Po wypiciu dwóch butelek Ognistej Whiskey Hermiona miała już zaróżowione policzki, a Draconowi świeciły się oczy. 
Dziewczyna już zapomniała o wydarzeniach wczorajszego dnia. 
-Granger, ale to przecież jasne, że na meczu, w przyszłym tygodniu, Slytherin was rozwali.
-Chyba Ci się coś uroiło Malfoy. Przecież nasza drużyna jest o niebo lepsza od waszej.
W przyszłym tygodniu miał się odbyć pierwszy mecz quidditcha w tym sezonie. Jak zwykle rozgrywki rozpoczynali Gryfoni i Ślizgoni. Draco grał w drużynie na pozycji szukającego już od drugiej klasy, kiedy to wszyscy (łącznie z Hermioną) sądzili, że wkupił się w drużynę i nie posiada większego talentu do tej gry. Teraz był jeszcze kapitanem.
-Załóżmy się! - Wykrzyknął Ślizgon podejrzanie uradowany.
-Ależ Malfoy, nie masz niczego, czego bym chciała, jak już wygram - Próbowała jakoś się z tego wykręcić. Nie do końca ufała blondynowi. Oczywiście, wierzyła, że Gryffindor wygra, ale co jeśli jednak tak się nie stanie? Już widziała ten uśmieszek na jego twarzy. 
-A ja głupi myślałem, że Gryfoni powinni być odważni, a Ty najzwyczajniej się boisz - Wiedział, że to na nią zadziała.
-Wcale się nie boję! O co chcesz się założyć? - U Ślizgona od razu pojawił się cwaniacki uśmiech.
-Jeśli wygram mecz, co jest tylko formalnością, przelecisz się ze mną na miotle. Zrobimy sobie wyścig.
Hermionę zatkało, ale nie chciała dać po sobie tego poznać. Nienawidziła latać na miotle. Raz była do tego zmuszona, w Pokoju Życzeń, gdy razem z Harry'm i Ronem uciekali z niego na miotłach przed płomieniami. Ale on nie może wiedzieć, że się boi. 
-Nie ma sprawy, Malfoy, ale jeśli przegracie, a Gryffindor wygra, będziesz przez cały dzień chodzić w różowych ubraniach i przytulać każdego, kto powie do Ciebie "Malfoy". - Była dumna ze swojego pomysłu, choć coraz bardziej bała się przegranej drużyny swojego domu.
-Marny pomysł, ale niech będzie. I tak będziesz latać. - uścisnęli sobie ręce na znak zakładu.
   Usłyszeli pukanie do drzwi. 
-Zapraszałeś kogoś, Malfoy? - Hermiona wstała i podeszła do drzwi. Za nimi zobaczyła rudą czuprynę. - Co Ty tutaj robisz? - Jej humor od razu uległ zmianie. 
-Chciałem pogadać. - Ron odpowiedział jej skruszonym głosem. Za dziewczyną zobaczył blondyna, a w jego, do tej pory, smutnych oczach, zagościły złośliwe ogniki. - Przyszedłem Cię przeprosić, ale widzę, że nie mam za co, bo miałem rację. - Hermiona widziała, że to nie był jej przyjaciel. Coś się z nim stało. Zmienił się i już go nie poznawała. - Co Ci odbija, że tak po prostu zapomniałaś? - Złapał ją mocno za ramię. Za mocno. Dziewczyna próbowała mu się wyrwać.
-Puść mnie Ron! O niczym nie zapomniałam! 
-Za to Ty się zapominasz rudzielcu. - Stanął za nią blondyn. - Puść ją. Wyjdziesz sam czy mam Ci pomóc? 
-A więc teraz usługujesz szlamom Malfoy? Tak nisko upadłeś? - I w tym momencie poczuł ból łamanego nos i krew wpływająco mu do ust. Ale nie uderzyła go dziewczyna, która znowu miała łzy w oczach. Zrobił to Draco. - Jeszcze tego pożałujesz. Szlama i Śmierciożerca. Pięknie się dobraliście. - I wyszedł.
-Wiedziałem, że jest głupi, ale nie sądziłem, że aż tak. 
-Ja nie rozumiem. On nigdy taki nie był. - Próbowała go bronić przez łzy.
-Nie masz powodu do płaczu. To po prostu idiota. - Podszedł do niej i zaprowadził na kanapę. 
-Dziękuję. Kurcze, ostatnio nadużywam tego słowo w stosunku do Ciebie. 
-Wierz mi, ja też nie mogę się do tego przyzwyczaić. - Roześmiał się. 
-Uff, dzięki Bogu, nie będę musiała więcej tego robić. - Też się uśmiechnęła, a on ucieszył się na ten widok.

                                                            ~~~~
  Przez następne kilka dni Hermiona starała się unikać Rona, nie patrzeć w jego stronę. Na posiłkach zawsze siadała z daleka od niego razem z Ginny, a na lekcjach nie miała kiedy nawet o nim pomyśleć z powodu ilości materiału. 
Pogoda z dnia na dzień się pogarszała, a do pierwszego meczu było coraz bliżej. Draco zarządził przez ten tydzień codzienne treningi. Przecież nie zamierzał przegrać zakładu z Gryfonką. 

W dzień meczu Hermiona pospieszyłą na trybuny razem z Luną, która była komentatorką (Ginny była w drużynie Gryffindoru). Nikomu nie mówiła o swoim zakładzie ze Ślizgonem. Przecisnęły się przez tłum i zajęły miejsca. Na boisko właśnie zaczęli wchodzic zawodnicy. 
Kapitanowie podeszli do siebie i uścisnęli dłonie. Pani Hooch pozwoliła im wsiąść na miotły, przyłożyła gwizdek do warg i... wystartowali. 
-I zaczynamy - głos Luny unosił się nad trybunami. - Ślizgoni mają kafla.  Blaise Zabini mknie prosto ku bramkom Gryfonów, jest blisko, rzuca... i trafia! Dzięsięć do zera na Ślizgonów.
Hermiona była pewna, że Malfoy puścił jej oczko. 
Mecz rozwijał się bardzo szybko. Jeszcze trzydzieści punktów dla Slytherinu i czterdzieści dla Gryffindoru. Ginny ledwo utrzymała się na miotle, gdy Zabini uderzył w nią z rozpędu, ale tylko się roześmiali, a Gryfonka uderzyła go w odwecie. Hermiona straciła z oczu Malfoya i Harry'ego. Była pewna, że zobaczyli znicza. Blaise zdobył jeszcze dwadzieścia punktów dla swojej drużyny, ale Ginny nie pozostawała mu dłużna. Zwodziła obrońcę Ślizgonów i strzeliła trzydzieści punktów. Kibice Gryffindoru zdzierali sobie gardła we wrzasku - prowadzili. 
Szukający Ślizgonów wrócił na boisko. Z pięknym uśmiechem wymachiwał ręką, w której spoczywał złoty znicz. Ślizgoni wygrali, ale co ważniejsze on wygrał z Hermioną. 
Podleciał do niej i z promiennym uśmiechem poprosił, żeby została na trybunach.
                          
                                                            ~~~~
  Po piętnastu minutach, wszyscy opuścili już trybuny, została tylko Hermiona. Poczekała jeszcze pięć minut i zobaczyła Ślizgona wychodzącego z szatni. Miał potargane włosy, a ubrany był w szare dresy i zieloną bluzę. Miał w rękach dwie miotły. Zeszła do niego, ale nogi trzęsły jej sie ze strachu. Dlaczego ona zgodziła się na ten zakład? 
-I jak Granger? Gotowa? - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Malfooooy. - Zaczęła lekko zażenowana. - Ja nie umiem latać.
Przez chwilę jakby nie docierały do niego jej słowa. - Przecież widziałem jak latasz w Pokoju Życzeń. 
-To było co innego. Od tego zależało moje życie. Ale kompletnie nie mam o tym pojęcia. 
-Hmm... Okej. - wsiadł na swoją miotłę. - Wsiadaj. - Wskazał jej miejsce przed sobą. - Zrobiła co jej kazał. - Trzymaj za rączkę, nogi do tyłu. Nie bój się Granger, przecież nie zlecisz. Dobrze. Widzisz? Unosimy się w powietrzu. Teraz pochyl się powoli do przodu. Gratuluję, Granger. Latasz. - I zaklaskał jej złośliwie. 
-Nie śmiej się Malfoy. Wow, ale to proste! - Odwróciła się do niego. Napotkała jego błękitne oczy. Tak, błękitne. Nie były już szare, ale jasne i wesoło się świeciły. Włosy rozwiewały mu się od wiatru. 

Pachniała tak ładnie, teraz, kiedy była tak blisko. Odwróciła się i zobaczył różowe od wiatru policzki i piękne, brązowe oczy. To nie była już ta dziewczynka, której tak nie znosił. Zbliżył swoją twarz do dziewczyny. Ich usta dzieliły już milimetry. I stało się. Wpadli na barierkę. 

                                                            ~~~~
Oboje leżeli na trawie. Hermiona podniosła głowę i spojrzała na blondyna. Po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem. Malfoy uśmiechnął się. 
-Tak sie kończy latanie ze mną! Hahaha! Może lepiej tego nie powtarzajmy. - Nie mogła przestać śmiać się z samej siebie. Ślizgon podniósł się z ziemi. Dziewczyna nadal śmiała się w najlepsze, nie zauważyła nawet, kiedy się do niej przesunął. 
-Granger?
-Tak?
-Zamknij się. - I zrobił to. Zamknął jej usta w pocałunku. Ona sama zdziwiona swoją reakcją nie wyrywała się. Nie tylko pozwoliła mu na ten pocałunek - odwzajemniła go. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz