wtorek, 15 września 2015

7. rozdział

   Czekał na nią przy wejściu na stadion. Chciał ją przeprosić. Znowu. Brakowało mu jej śmiechu i ciągłego ponaglania do nauki. Sam nie rozumiał, dlaczego tak zareagował ostatnim razem, gdy chciał z nią porozmawiać. Ale sama myśl o niej i o Malfoyu przyprawiała go o mdłości i miał ochotę ciskać wszystkim o ściany. 
Nie zauważył jej w tłumie zmierzającym do zamku. Postanowił wrócić na boisko i sprawdzić, co zatrzymało Gryfonkę. 
Szedł po trybunach i rozglądał się po boisku w poszukiwaniu burzy brązowych włosów. I w końcu ją zobaczył. Po drugiej stronie boiska, na samym jego końcu. Ale nie była sama.
Zacisnął ręcę w pięści. To znowu ten wstrętny śmierciożerca. W jego głowie już rodził się plan zemsty na tej dwójce, która nawet nie zdawała sobie sprawy z obecności Rona Weasleya na boisku. 

                                                                             ~~~~
   Nie wiedziała ile czasu minęło, pięć minut czy pół godziny. Otworzyła oczy i odsunęła się od chłopaka. Niebo pokryły szare chmury. 
-Lepiej wracajmy do zamku, zaraz zacznie padać. - Nie spojrzała mu w oczy, tylko podniosła się z ziemi i zmierzała w kierunku zamku. Sama nie wiedziała czy skomentować to, co przed chwilą między nimi zaszło. Właściwie sama w to nie wierzyła. 
Usłyszała za sobą kroki i Ślizgon dogonił ją w kilka sekund, ale szedł obok niej bez słowa. Ledwo zdążyli wyjść ze stadionu, a z nieba zleciały krople chłodnego jesiennego deszczu. Chłopak zdjął bluzę i podał dziewczynie. 
-Nie patrz tak na mnie, Granger, tylko zakładaj tą bluzę i chodź szybciej, bo oboje przez Ciebie zmokniemy, a nie chcę mieć Cię na sumieniu, jak wylądujesz w skrzydle szpitalnym.
-Jejku, Malfoy, ale jesteś upierdliwy. - I uśmiechnęła się lekko, wiedząc, że na razie nie będą poruszać tematu tego, co się stało kilka minut temu. 
Doszli do zamku cali mokrzy, więc udali się do dormitorium, aby się przebrać i osuszyć. 

                                                                             ~~~~
   Tematu pocałunku nie poruszyli tego dnia, ani następnego. Musieli jednak zrobić to w poniedziałek. Tuż po porannej poczcie. 
Hermiona zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie i usiadła obok Ginny. Po chwili nadleciały do stołów sowy przynosząc listy i gazety. Gryfonka dostała "Proroka codziennego" i z obojętną miną zaczęła go czytać. Jej wzrok pomknął na okładkę, a konkretniej na zdjęcie Ślizgona, z którym dzieliła dormitorium. Dopiero po chwili zauważyła tytuł artykułu pod zdjęciem :

                       "Nowy romans młodego arystokraty?" 


   Draco Malfoy (18l.) jest znany ze swoich miłosnych podbojów. Nic dziwnego, że ten przystojny młodzieniec widziany był ostatnio z nową dziewczyną. Jak donoszą nasze źródła jest nią Hermiona Granger (18l.), znana już z romansu z Wiktorem Krumem i Harry'm Potterem, którym złamała serca kilka lat temu. Możemy mieć tylko nadzieje, że ta wywodząca się z rodziny mugoli dziewczyna nie złamie serca paniczowi Malfoyowi. 

Rita Skeeter


   Przeczytała to raz drugi, trzeci, dziesiąty i nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Spojrzała na przyjaciółkę, po jej minie wiedziała, że i ona przeczytała ten artykuł. Rozejrzała się po Wielkiej Sali, większość oczu skierowanych było właśnie na nią. Wybiegła z Wielkiej Sali. 

                                                                             ~~~~
   Siedział przy stole Ślizgonów i jadł śniadanie. Drzwi do Wielkiej Sali się otworzyła i weszła przez nie dziewczyna z burzą brązowych włosów. Odprowadził ją wzrokiem do stołu i oprzytomniał. Musiał dziwnie wyglądać tak sie na nią gapiąc. Zaczęły zlatywać się sowy, ale już dawno nie dostał żadnego listu, więc bardzo się zdziwił, gdy wylądowała przed nim szara sówka i podała mu nóżkę, żeby mógł odwiązać od niej list. Otworzył go i po piśmie poznał, że to list od jego matki. 

   Draconie, czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego gazety wypisują takie rzeczy na Twój temat?! Mam nadzieję, że to tylko głupie żarty i pomówienia. Wiesz jaki stosunek do czystości krwi ma nasza rodzina. 

-O co, do Salazara, chodzi tej kobiecie?
-Obawiam się, że o to - usłyszał obok siebie głos Blaise'a, który podał mu gazetę. Zerknął na okładkę i przeczytał artykuł pod swoim zdjęciem. -Swoją drogą Smoku, chyba obrażę się, że nie dowiedziałem się tego od Ciebie tylko z gazety - I wyszczerzył do niego zęby. Ale blondynowi nie było do śmiechu. On już się przyzwyczaił do tego, że wypisują o nim bzdury, ale tym razem nie pisali tylko o nim. Rozejrzał się po Wielkiej Sali. Jak widać większość uczniów już przeczytała artykuł, bo zerkali to na niego, to na Gryfonkę. Widział tylko jak dziewczyna szybko wybiega z Wielkiej Sali. 

                                                                             ~~~~
   Przebiegła już przez Salę Wejściową, otworzyła drzwi i wybiegła z budynku zmierzając w stronę błoni. Wiedziała, że będzie teraz na językach całej szkoły. Chciala zapaść się pod ziemię, kilka łez spłynęło po jej policzkach. Usiadła pod drzewem nad jeziorem.
-No no, witam, panią Malfoy. - usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i zobaczyła Jesse'ego.
-Jeśli to miał być żart, to mało śmieszny. - Wstała i ruszyła w stronę zamku, ale Jesse złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. 
-No dobrze, może faktycznie przegiąłem. Przepraszam. - Dopiero teraz zobaczył, że ma mokre policzki. - Płaczesz? Naprawdę nie chciałem powiedzieć nic złego. 
-To nie przez to... Właściwie tak przez to, ale to nie przez Ciebie. 
-Czyli to nie prawda, co napisała ta Skeeter? 
-Rita Skeeter to okropna kobieta, której nie obchodzi nic, poza sensacją. I jak widać, znalazła kolejną. 
-Ludzie pogadają i zapomną. No już, chciałbym zobaczyć uśmiech na Twojej twarzy - Dwoma palcami podniósł kąciki jej ust. - Nie ma się czym przejmować. - Objął ją ramieniem, a dziewczyna odwzajemniła uścisk. 

                                                                             ~~~~
   Stał oparty o drzewo nieopodal jeziora i obserwował jak ten Krukon, Jesse, przytula Gryfonkę, za którą właśnie wybiegł. Po raz kolejny się spóźnił. Jak to się dzieje, że Krukon zawsze jest przed nim? 
Wiedział, że prędzej, czy później będzie musiał z nią porozmawiać o artykule w gazecie, ale w tym momencie zmierzył na lekcję. Z pięścią zaciśnietą w kieszeni. 

                                                                             ~~~~
   Przez cały dzień, na wszystkich lekcjach i posiłkach czuła na sobie wzrok wszystkich uczniów. Na obiedzie podeszła do niej Ginny i, oczywiście, obsypała ją pytaniami na temat tego, co wszyscy wyczytali rano w Proroku. Jednak Hermiona nie chciała o tym rozmawiać. Właściwie z nikim nie rozmawiała. Na lekcjach też nie była już tak aktywna jak zwykle. Po wszystkich zajęciach wróciła do dormitorium i położyła się do łóżka. Chciała jak najszybciej zasnąć, a na drugi dzień obudzić się i żeby ludzie znaleźli sobie inną sensację. 
Jej spokój zagłuszyło pukanie do drzwi. Wstała niechętnie i ociągając się otworzyła drzwi. Stał za nimi blondyn, ale nie miał już tego nonszalanckiego uśmiechu na twarzy, który zapamiętała. Stał tak z opuszczoną głową. 
-Mogę wejść? 
-Jasne. - Odsunęła się i wpuściła go do środka, a później zamknęła za nim drzwi. 
-Chyba powinniśmy pogadać. - Usiadł na łóżku, a Hermiona zajęła miejsce obok niego. 
-Naprawdę nie mam pojęcia, skąd ona wzięła takie brednie. 
"Brednie, a więc takie ma zdanie o tym wszystkim, co się stało"
-Przecież wiem, że to nie Ty. Nie dlatego tu przyszedłem. Nie poruszyliśmy ani razu, tematu tego, co zaszło po meczu...
-Bo nie ma o czym rozmawiać. Myślę, że powinniśmy o tym zapomnieć, to i reszta zapomni. - Nie mogła uwierzyć, że wypowiedziała do niego te słowa, których wcale nie chciała wypowiadać. 
-Tak, pewnie masz rację. Skoro to wyjaśniliśmy, to chyba nie będę Ci już przeszkadzał. - Poczuł uścisk w żołądku. 

                                                                             ~~~~
   Skończyło się zanim zdążyło w ogóle się zacząć. Wstał i wyszedł. Położyła się do łóżka. Jedna samotna łza spłynęła po jej policzku i rozproszyła się na poduszce. 
Wszedł do pokoju i walnął pięścią w ścianę. 
Nie tak miał skończyć się ten wieczór. 

środa, 24 czerwca 2015

6. rozdział

Dziękuję Ci, mój kochany. Bez Ciebie by tego nie było <3

__________________________________________________________________________________

   Nadal siedzieli w salonie i śmiali się w najlepsze. Po wypiciu dwóch butelek Ognistej Whiskey Hermiona miała już zaróżowione policzki, a Draconowi świeciły się oczy. 
Dziewczyna już zapomniała o wydarzeniach wczorajszego dnia. 
-Granger, ale to przecież jasne, że na meczu, w przyszłym tygodniu, Slytherin was rozwali.
-Chyba Ci się coś uroiło Malfoy. Przecież nasza drużyna jest o niebo lepsza od waszej.
W przyszłym tygodniu miał się odbyć pierwszy mecz quidditcha w tym sezonie. Jak zwykle rozgrywki rozpoczynali Gryfoni i Ślizgoni. Draco grał w drużynie na pozycji szukającego już od drugiej klasy, kiedy to wszyscy (łącznie z Hermioną) sądzili, że wkupił się w drużynę i nie posiada większego talentu do tej gry. Teraz był jeszcze kapitanem.
-Załóżmy się! - Wykrzyknął Ślizgon podejrzanie uradowany.
-Ależ Malfoy, nie masz niczego, czego bym chciała, jak już wygram - Próbowała jakoś się z tego wykręcić. Nie do końca ufała blondynowi. Oczywiście, wierzyła, że Gryffindor wygra, ale co jeśli jednak tak się nie stanie? Już widziała ten uśmieszek na jego twarzy. 
-A ja głupi myślałem, że Gryfoni powinni być odważni, a Ty najzwyczajniej się boisz - Wiedział, że to na nią zadziała.
-Wcale się nie boję! O co chcesz się założyć? - U Ślizgona od razu pojawił się cwaniacki uśmiech.
-Jeśli wygram mecz, co jest tylko formalnością, przelecisz się ze mną na miotle. Zrobimy sobie wyścig.
Hermionę zatkało, ale nie chciała dać po sobie tego poznać. Nienawidziła latać na miotle. Raz była do tego zmuszona, w Pokoju Życzeń, gdy razem z Harry'm i Ronem uciekali z niego na miotłach przed płomieniami. Ale on nie może wiedzieć, że się boi. 
-Nie ma sprawy, Malfoy, ale jeśli przegracie, a Gryffindor wygra, będziesz przez cały dzień chodzić w różowych ubraniach i przytulać każdego, kto powie do Ciebie "Malfoy". - Była dumna ze swojego pomysłu, choć coraz bardziej bała się przegranej drużyny swojego domu.
-Marny pomysł, ale niech będzie. I tak będziesz latać. - uścisnęli sobie ręce na znak zakładu.
   Usłyszeli pukanie do drzwi. 
-Zapraszałeś kogoś, Malfoy? - Hermiona wstała i podeszła do drzwi. Za nimi zobaczyła rudą czuprynę. - Co Ty tutaj robisz? - Jej humor od razu uległ zmianie. 
-Chciałem pogadać. - Ron odpowiedział jej skruszonym głosem. Za dziewczyną zobaczył blondyna, a w jego, do tej pory, smutnych oczach, zagościły złośliwe ogniki. - Przyszedłem Cię przeprosić, ale widzę, że nie mam za co, bo miałem rację. - Hermiona widziała, że to nie był jej przyjaciel. Coś się z nim stało. Zmienił się i już go nie poznawała. - Co Ci odbija, że tak po prostu zapomniałaś? - Złapał ją mocno za ramię. Za mocno. Dziewczyna próbowała mu się wyrwać.
-Puść mnie Ron! O niczym nie zapomniałam! 
-Za to Ty się zapominasz rudzielcu. - Stanął za nią blondyn. - Puść ją. Wyjdziesz sam czy mam Ci pomóc? 
-A więc teraz usługujesz szlamom Malfoy? Tak nisko upadłeś? - I w tym momencie poczuł ból łamanego nos i krew wpływająco mu do ust. Ale nie uderzyła go dziewczyna, która znowu miała łzy w oczach. Zrobił to Draco. - Jeszcze tego pożałujesz. Szlama i Śmierciożerca. Pięknie się dobraliście. - I wyszedł.
-Wiedziałem, że jest głupi, ale nie sądziłem, że aż tak. 
-Ja nie rozumiem. On nigdy taki nie był. - Próbowała go bronić przez łzy.
-Nie masz powodu do płaczu. To po prostu idiota. - Podszedł do niej i zaprowadził na kanapę. 
-Dziękuję. Kurcze, ostatnio nadużywam tego słowo w stosunku do Ciebie. 
-Wierz mi, ja też nie mogę się do tego przyzwyczaić. - Roześmiał się. 
-Uff, dzięki Bogu, nie będę musiała więcej tego robić. - Też się uśmiechnęła, a on ucieszył się na ten widok.

                                                            ~~~~
  Przez następne kilka dni Hermiona starała się unikać Rona, nie patrzeć w jego stronę. Na posiłkach zawsze siadała z daleka od niego razem z Ginny, a na lekcjach nie miała kiedy nawet o nim pomyśleć z powodu ilości materiału. 
Pogoda z dnia na dzień się pogarszała, a do pierwszego meczu było coraz bliżej. Draco zarządził przez ten tydzień codzienne treningi. Przecież nie zamierzał przegrać zakładu z Gryfonką. 

W dzień meczu Hermiona pospieszyłą na trybuny razem z Luną, która była komentatorką (Ginny była w drużynie Gryffindoru). Nikomu nie mówiła o swoim zakładzie ze Ślizgonem. Przecisnęły się przez tłum i zajęły miejsca. Na boisko właśnie zaczęli wchodzic zawodnicy. 
Kapitanowie podeszli do siebie i uścisnęli dłonie. Pani Hooch pozwoliła im wsiąść na miotły, przyłożyła gwizdek do warg i... wystartowali. 
-I zaczynamy - głos Luny unosił się nad trybunami. - Ślizgoni mają kafla.  Blaise Zabini mknie prosto ku bramkom Gryfonów, jest blisko, rzuca... i trafia! Dzięsięć do zera na Ślizgonów.
Hermiona była pewna, że Malfoy puścił jej oczko. 
Mecz rozwijał się bardzo szybko. Jeszcze trzydzieści punktów dla Slytherinu i czterdzieści dla Gryffindoru. Ginny ledwo utrzymała się na miotle, gdy Zabini uderzył w nią z rozpędu, ale tylko się roześmiali, a Gryfonka uderzyła go w odwecie. Hermiona straciła z oczu Malfoya i Harry'ego. Była pewna, że zobaczyli znicza. Blaise zdobył jeszcze dwadzieścia punktów dla swojej drużyny, ale Ginny nie pozostawała mu dłużna. Zwodziła obrońcę Ślizgonów i strzeliła trzydzieści punktów. Kibice Gryffindoru zdzierali sobie gardła we wrzasku - prowadzili. 
Szukający Ślizgonów wrócił na boisko. Z pięknym uśmiechem wymachiwał ręką, w której spoczywał złoty znicz. Ślizgoni wygrali, ale co ważniejsze on wygrał z Hermioną. 
Podleciał do niej i z promiennym uśmiechem poprosił, żeby została na trybunach.
                          
                                                            ~~~~
  Po piętnastu minutach, wszyscy opuścili już trybuny, została tylko Hermiona. Poczekała jeszcze pięć minut i zobaczyła Ślizgona wychodzącego z szatni. Miał potargane włosy, a ubrany był w szare dresy i zieloną bluzę. Miał w rękach dwie miotły. Zeszła do niego, ale nogi trzęsły jej sie ze strachu. Dlaczego ona zgodziła się na ten zakład? 
-I jak Granger? Gotowa? - Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Malfooooy. - Zaczęła lekko zażenowana. - Ja nie umiem latać.
Przez chwilę jakby nie docierały do niego jej słowa. - Przecież widziałem jak latasz w Pokoju Życzeń. 
-To było co innego. Od tego zależało moje życie. Ale kompletnie nie mam o tym pojęcia. 
-Hmm... Okej. - wsiadł na swoją miotłę. - Wsiadaj. - Wskazał jej miejsce przed sobą. - Zrobiła co jej kazał. - Trzymaj za rączkę, nogi do tyłu. Nie bój się Granger, przecież nie zlecisz. Dobrze. Widzisz? Unosimy się w powietrzu. Teraz pochyl się powoli do przodu. Gratuluję, Granger. Latasz. - I zaklaskał jej złośliwie. 
-Nie śmiej się Malfoy. Wow, ale to proste! - Odwróciła się do niego. Napotkała jego błękitne oczy. Tak, błękitne. Nie były już szare, ale jasne i wesoło się świeciły. Włosy rozwiewały mu się od wiatru. 

Pachniała tak ładnie, teraz, kiedy była tak blisko. Odwróciła się i zobaczył różowe od wiatru policzki i piękne, brązowe oczy. To nie była już ta dziewczynka, której tak nie znosił. Zbliżył swoją twarz do dziewczyny. Ich usta dzieliły już milimetry. I stało się. Wpadli na barierkę. 

                                                            ~~~~
Oboje leżeli na trawie. Hermiona podniosła głowę i spojrzała na blondyna. Po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem. Malfoy uśmiechnął się. 
-Tak sie kończy latanie ze mną! Hahaha! Może lepiej tego nie powtarzajmy. - Nie mogła przestać śmiać się z samej siebie. Ślizgon podniósł się z ziemi. Dziewczyna nadal śmiała się w najlepsze, nie zauważyła nawet, kiedy się do niej przesunął. 
-Granger?
-Tak?
-Zamknij się. - I zrobił to. Zamknął jej usta w pocałunku. Ona sama zdziwiona swoją reakcją nie wyrywała się. Nie tylko pozwoliła mu na ten pocałunek - odwzajemniła go. 

poniedziałek, 22 czerwca 2015

5. rozdział

   Siedział przy stole Ślizgonów, gdy to zobaczył. Hermiona wstała od swojego stołu, podeszła do Weasleya i... Nie, to nie możliwe. 
-Diable, czy widzisz to co ja? - zwrócił się do przyjaciela siedzącego obok.
-Obawiam się, że tak Smoku. Łasic w końcu oberwał od Granger! Mógłbym śpiewać! - I zaczął tańczyć nadal siedząc na ławce.
-To nie jest śmieszne! Ona chyba płacze. Co ten głupi rudzielec musiał jej takiego powiedzieć? - Szybko wstał od stołu patrząc jak Gryfonka wybiega z Wielkiej Sali.
-Tak, Smoku! Biegnij za nią! Ratuj damę swego serca! - Nabijał się z niego Blaise.
-Oj, zamknij się Zabini! - I ruszył w kierunku drzwi. Otworzył je. "Gdzie ona mogła pobiec?" 
Przez Sale Wejściową wyszedł na plac przed zamkiem. Chciał ją znaleźć i... Sam nie wiedział co potem. Pocieszyć? To przecież nie w jego stylu, bo co go obchodzi, dlaczego płacze. Ale w tym momencie przestało to być jego zmartwieniem. Znalazł ją, ale ktoś ją już pocieszał. Ten nowy Krukon Jesse. Blondyn odwrócił się na pięcie i wrócił do zamku, w ręku ściskając różdżkę. Spóźnił się.

                                                            ~~~~
   Biegła w stronę swojego dormitorium. Oczy miała zalane łzami, nie widząc nic na swojej drodze, wpadła na coś... umięśnionego? Przetarła oczy i ujrzała błękitne oczy. Uśmiechnęła się w duchu. 
-Chyba lubisz na mnie wpadać - Jesse uśmiechnął się promiennie. Ale jego twarz zmieniła się, gdy zobaczył, że dziewczyna płacze. - Co się stało? Chodź się przewietrzyć. - I wyprowadził ją z zamku.
- To właściwie nic ważnego, przepraszam, że na Ciebie wpadłam. Nie zauważyłam Cię. - Przetarła oczy rękawem.
-Proszę, weź to. - Podał jej chusteczkę.
-Dziękuję. - Wytarła w nią nos.
-Zatem nie dowiem się, co takiego się stało? - Siedzieli na ławce przed zamkiem.
-To mój przyjaciel, to znaczy, do tej pory myślałam, że nim jest... - Kolejna łza spłynęła jej po policzku. 
-Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz. - Objął ją ramieniem. - Skoro wywołał u Ciebie łzy, to nie jest wart do myślenia o nim.
-Dziękuję Ci - Schowała twarz w jego ramieniu, aby powstrzymać spływające łzy. Nie chciała już myśleć o Ronie. O niczym nie chciała myśleć. 

                                                           ~~~~
-Czy Ty zwariowałeś?! Co w Ciebie wstąpiło?! Widzisz co jej zrobiłeś?! Ron, ja Cię nie poznaje! - Ginny była wściekła. Jej krzyki przykuwały uwagę większości uczniów zebranych w Wielkiej Sali.
-Ja zwariowałem?! To ona zadaje się z wrogiem! - W jego oczach można było zobaczyć szaleństwo.
-Ale ją zraniłeś! Nie widzisz tego?! Miała Cię za przyjaciela!
-Ja ją kocham, Ginny. 
-To dziwnie to okazujesz. - I odeszła od stołu.

                                                           ~~~~
   Hermiona leżała już na łóżku w swoim dormitorium. Nadal dochodziła do siebie po wydarzeniu przy obiedzie. Nie wiedziała dlaczego, ale dotknęły ją słowa Rona. Bo właściwie co ją obchodziło kim jest dla Malfoya? To samo słowo "szlama" z ust przyjaciela tak na nią podziałało. Słowo, które kiedy słyszała od wroga. Ale czy on był jeszcze wrogiem? Odkąd z nim mieszka, nie usłyszała już od niego tego słowa. Nie komentował jej nieczystej krwi. Może jednak ludzie się zmieniają. 
Kolejna łza spłynęła na poduszkę. Piekły ją oczy. Postanowiła się umyć i zdrzemnąć. Poszła do łazienki, związała włosy w kitkę. Wzięła szybki prysznic, włożyła wygodny dres i wróciła do siebie. Położyła się do łóżka i ze zmęczenia zasnęła po kilku minutach. 

                                                           ~~~~
   Wrócił właśnie z kolacji. Nie widział na niej Gryfonki. Właściwie nie widział jej odkąd wyszedł za nią z obiadu i zobaczył z tym Krukonem. Zmartwiło go to, że nie zeszła do Wielkiej Sali. Zapukał do drzwi jej dormitorium, ale nie usłyszał odpowiedzi. Nacisnął klamkę, drzwi powoli się uchyliły. Zajrzał przez nie i zobaczył ją na łóżku. Podszedł bliżej. Księżyc świecił bladym światłem na jej twarz, a kosmyk włosów wymknął się z kucyka i opadł jej na policzek, który Draco delikatnie zagarnął za jej ucho. Jej poduszka była jeszcze mokra, widać było, że płakała. Na jej ramieniu zauważył gęsią skórkę, więc przykrył ją lepiej kocem. Spojrzał na nią jeszcze raz. Wyglądała teraz tak ładnie. Nie mógł uwierzyć, że to ta sama dziewczyna, której tak nie znosił przed laty. Tak bardzo się zmieniła. On też się zmienił.
 Wciąż zastanawiał się, co jej zrobił ten rudzielec. Nie płakałaby z byle powodu. Cicho wyszedł z jej pokoju. Mimo tego, że nie było jeszcze późno, nie chciał nigdzie wychodzić. Poszedł do łazienki, wziął prysznic i wrócił do swojej szmaragdowej sypialni. Szybko przeniósł się do Krainy Morfeusza. 

                                                           ~~~~
   Rano zszedł na śniadanie. W salonie nie zastał Hermiony, więc pomyślał, że jest już na dole. Przecież zwykle wstawała przed nim. Zszedł po schodach i znalazł się w Sali Wejściowej, wszyscy zmierzali na śniadanie. Wszedł do Wielkiej Sali, automatycznie spojrzał w stronę stołu Gryfonów. Wypatrzył rude włosy Weasleyównej, zobaczył Pottera, ale po Granger nie było śladu. Czyżby zaspała na śniadanie? Ruszył do swojego stołu. 
Nie miał ochoty jeść. Skubnął tosta z dżemem. Drugiego położył na talerzu, obok rogalika z czekoladą, wziął też kubek soku pomarańczowego i wstał od stołu. Wszedł z nimi na piąte piętro, przeszedł przez portret smoka i zmierzył do jej sypialni. Zapukał, ale znowu nie było odpowiedzi, wszedł do środka. Nadal spała. Postawił talerz i kubek na stoliku obok jej łóżka. Napisał parę słów na kartce, którą położył obok talerza i wyszedł z pokoju. 

                                                           ~~~~
   Obudziły ją jasne promienie październikowego Słońca. Spojrzała na zegarek. Już dziesiąta. Na pewno spóźniła się na śniadanie. Zaburczało jej w brzuchu. Przecież nie jadła też kolacji. Odwróciła głowę i zobaczyła na stoliku talerz ze śniadaniem, a obok kubek z sokiem. Głoda, od razu wzięła się za jedzenie. Dopiero po skończeniu zauważyła małą karteczkę. 

                                      Pomyślałem, że zgłodniałaś. 
                                                               D.

   Po Malfoyu nie spodziewała się tak ładnego pisma. Właśnie, Malfoy. On nie musi wiedzieć, dlaczego wczoraj płakała. Była pewna, że wyśmieje ją, gdy tylko pozna powód jej wybuchu. 
   Wyszła z łóżka i poszła do łazienki, aby się odświeżyć. Włożyła ciemne jeansy i szarą bluzę, a włosy związała. Wyszła do salonu, Malfoy siedział na kanapie. Podeszła do niego:
-Dzięki, za śniadanie. 
-Nie ma sprawy. Byłem Ci coś winny po tym referacie z Transmutacji. 
Sami nie wiedzieli kiedy, pogrążyli się w rozmowie o szkole, o życiu. Patrząc na to z boku, ktoś mógłby tylko pomyśleć, że to sen. Czy ktoś, kiedykolwiek, był w stanie wyobrazić sobie tą dwójkę spokojnie rozmawiającą ze sobą? Na pewno nikt o zdrowych zmysłach. Ale tak było. Draco nie wypytywał o powód jej płaczu, a ona o tym nie wspominała. Żartowali w najlepsze, jakby te wszystkie wcześniejsze lata nie istniały. 

czwartek, 18 czerwca 2015

4. rozdział

   Rano dziewczyny zeszły razem na śniadanie do Wielkiej Sali. Już w przejściu Hermiona zauważyła, że Blaise Zabini uważnie im się przygląda. Spojrzała na przyjaciółkę - Ruda spuściła wzrok, ręką zaczesała włosy za ucho, a jej policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Hermiona jeszcze raz spojrzała na Ślizgona. Uśmiechnął się, wyraźnie z siebie zadowolony. NIE! To nie możliwe! - pomyślała Gryfonka. Usiadły przy swoim stole. 
-Ginny, powiedz mi, że tym cudownym chłopakiem, o którym tyle mi mówiłaś nie jest ten podły Ślizgon, najlepszy przyjaciel Malfoya, Zabini?! - starała się mówić w miarę cicho, aby usłyszała ją tylko jej przyjaciółka. 
-Chciałabym móc Ci tak odpowiedzieć, ale to prawda. Herm, ja nic na to nie poradzę! Nie wiesz jak to jest po prostu się zakochać? - dało się usłyszeć błagalny ton w jej głosie.
-To miejsce nie jest dobre na takie rozmowy, dlatego pogadamy o tym po śniadaniu, bo chcę wiedzieć wszystko, zrozumiano? - uśmiechnęła się i puściła przyjaciółce oczko. Już wiedziała, że Ruda ma rację. Takie silne uczucie może nas połączyć z kimkolwiek, niezależnie od nas. Na przykład z właścicielem tych szaroniebieskich oczu, wpatrujących się w nią. Chwila. Dlaczego Draco Malfoy się na nią gapi? 

                                                       ~~~~
-Ziemia do Zabiniego! - machał przyjacielowi ręką przed oczami. Nie zauważył nawet, że od pięciu minut patrzył się w jeden punkt w Wielkiej Sali.- Przestań się na nią tak gapić, bo to robi się chore. Mówiłem coś do Ciebie, a Ty ślinisz się jak Pomyluna na widok puddingu..
-Sorry, stary. To o czym mówiłeś? - Zabini w końcu wyrwał się z transu. 
-O referacie z Transmutacji. Jest na poniedziałek, a ja jeszcze nic nie mam. Nie wiem jak się za to wziąć.
-Kurde, Smoku. Od kiedy przejmujesz się jakimś głupim referatem? - Blaise nie wierzył własnym oczom.
-Odkąd zamierzam skończyć tą szkołę i robić coś w życiu, udowadniając tym, że nic nie muszę zawdzięczać ojcu. - powiedział to szybko i z zaciśniętymi pięściami. Każde wspomnienie o ojcu wzbudzało w nim takie emocje. 
-Okej, okej, rozumiem. Nie denerwuj się. Ale mam pewien pomysł, jak możesz sobie z tym poradzić- poruszył znacząco brwiami.
Minęła chwila zanim Draco domyślił się, o co chodzi przyjacielowi.
-Nie! Nie ma takiej opcji!
-Ale Smoku, ciągle gadasz o tym jak to bardzo chcesz pokazać, że się zmieniłeś, a boisz się poprosić o pomoc jedną Gryfonkę? 
-Ale to nie jest zwykła Gryfonka. - nie zdążył ugryźć się w język. Zabini już robił minę ucieszonego dziecka, ale Smok zareagował szybciej. - Miałem na myśli, że to przyjaciółka Pottera i Łasicy. Pewnie jej duma nie pozwoli jej mi pomóc.
-Tak, a Twoja duma nie pozwoli Ci ją nawet o to spytać. Obaj wiemy, że Granger jest najlepsza z Transmutacji. - zamyślił się.- Właściwie, ona z wszystkich przedmiotów jest najlepsza. Ja osobiście nie rozumiem nad czym Ty się jeszcze zastanawiasz. 
-Okej, wygrałeś. Ale robię to tylko po to, żeby McGonagall się mnie tak nie czepiała.
-Jasne, Smoku. Co tylko powiesz - i posłał mu buziaka. Oczywiście, że mu nie wierzył. Przecież zna go nie od dziś. Widzi jak jego przyjaciel zaczął się zachowywać, odkąd dzieli z tą Gryfonką dormitorium prefektów, jak na nią patrzy, gdy myśli, że nikt go nie widzi. 

                                                       ~~~~
-Na prawdę, Ginny, jestem w stanie zrozumieć wiele. Ale Blaise Zabini? Wiesz jak na to zareaguje, chociażby, Twój brat? Już nie wspomnę o reszcie Twojej rodziny, albo o Harrym. To dla Zabiniego zostawiłaś Harry'ego? - Hermiona starała się być spokojna.
-Ale przecież ja tego nie planowałam. I wiedziałam jak na to zareagujesz, dlatego nic nie mówiłam - Ginny siedziała na łóżku przyjaciółki ze spuszczoną głową. - Wiem, jakie wszyscy będą mieli o tym zdanie. 
-Okey, Ginny. Rozumiem. - przytuliła rudowłosą - Wiem, że to nie Twoja wina. Możesz mi przynajmniej powiedzieć kiedy to się zaczęło?
-W sierpniu. Byłam na Pokątnej, chciałam pomóc George'owi w sklepie. Jak od niego wyszłam było już ciemno, szłam uliczką i ktoś mnie zaatakował. Było ich 5. Nie wiem kto to był, nie widziałam ich twarzy. Nazywali mnie zdrajcą krwi. Nie miałam szans. Krzyczałam, próbowałam im się wyrwać, ale oni tylko się ze mnie śmiali. Aż pojawił się Blaise. Rzucił w nich jakąś klątwą i wszyscy padli. Nooo... i od tamtej pory wysyłaliśmy sobie sowy i czasem się spotykaliśmy.
-Nie wierzę, że nic nie zauważyłam. Przecież byłam u Ciebie całe wakacje.
W tym momencie usłyszały pukanie do drzwi. Hermiona wstała, żeby je otworzyć. Po drugiej stronie stał Malfoy.
-Cześć, Granger. Weasley. - skinął głową w kierunku Ginny. - Czy możemy pogadać? - zwrócił się znowu do Hermiony.
-Właśnie rozmawiam z Ginny. -zaczęła, ale przyjaciółka szybko jej przerwała.
-Nie, nie. Spokojnie, ja właściwie muszę już lecieć. - wstała z łóżka, podeszła do Hermiony i pocałowała ją w policzek - Dziękuję i do zobaczenia. Na razie Malfoy. - wyszła zamykając za sobą drzwi.
-Co Cię sprowadza Malfoy? - wskazała mu miejsce na fotelu.
-Mam do Ciebie prośbę.
-Niesamowite rzeczy, Draco Malfoy przychodzi do mnie i prosi o pomoc. Muszę gdzieś zapisać tę datę. 
-Nie naśmiewaj się Granger. Chciałem zapytać, czy nie mogłabyś mi pomóc z tym referatem na Transmutację. 
-Haha. Możesz powtórzyć? Przez chwilę wydawało mi się, że chcesz pomocy przy referacie.
-No i dobrze słyszałaś, Granger. Muszę poprawić oceny, jeśli chcę pracować w Ministerstwie.
-Nie miałam pojęcia, że w ogóle zależy Ci na skończeniu tej szkoły.
-Zależy, jeśli chce się zaczynać od zera. To jak, pomożesz?

                                                       ~~~~
Gryfonka, oczywiście, nie odmówiła pomocy. Godzinę później siedzieli już w salonie, po uszy w książkach. 
-... Transmutacja scalająca to...?
-Najtrudniejszy dotychczas wymyślony rodzaj transmutacji. - Hermiona nigdy nie pisała za nikogo referatów. Nawet Harry'emu i Ronowi. Zawsze czytała swoją pracę na głos, żeby jak najwięcej z niej zapamiętali. 
-Na czym ona polega? 
-Zamienia określoną liczbę tych samych przedmiotów, w mniejszą ich liczbę. 
-Dobrze, teraz możesz podać kilka przykładów i chyba wystarczy.
-Dzięki Granger. - Skończył pisać i mógł odetchnąć na kanapie.
-Nie ma sprawy, Malfoy. Nie wiedziałam, że masz takie ambitne plany, pracy w Ministerstwie. 
-Pewnie myślałaś, że do końca życia nie będę musiał pracować, bo mam w Grongotcie skrytkę pełną galeonów? Wszyscy tak myślą. To kasa mojego ojca, a ja nie zamierzam jej tknąć. 
-Nie rozumiem. 
-Nie dziwię się. Wszyscy sądzą, że ojciec mógłby mi wszystko załatwić. Ale ja już nie mam ojca. Tego nikt nie zrozumie. Po tym co robił mi i matce nie chcę go więcej widzieć. Niech gnije w tym Azkabanie. Cholera, po co ja to gadam, Ciebie i tak to nie obchodzi. Jeszcze raz dzięki za pomoc. - I wyszedł. Zostawił Hermionę samą w salonie z mętlikiem w głowie. Jeszcze parę miesięcy temu nie uwierzyłaby w ani jedno jego słowo, ale teraz sama nie wiedziała co o tym myśleć. 

                                                       ~~~~
   Dochodziła poru obiadu, więc zebrała się do wyjścia. Zeszła na dół i weszła do Wielkiej Sali. Usiadła obok Ginny przy stole Gryfonów. 
-I jak tam randka z Malfoyem? - puściła jej oczko.
-Ginny! Chyba za dużo czasu spędzasz z Zabinim, bo udzieliło Ci się jego poczucie humoru. - Dodała szeptem.
- Czy ja usłyszałem nazwisko "Malfoy"? I co za randka? - Ron właśnie stał za nimi. - Nie powiesz mi Hermiona, że spoufalasz się z wrogiem. Myślałem, że masz na tyle oleju w głowie, że z nim nie gadasz.
- Wyobraź sobie Ron, że praktycznie z nim mieszkam, więc ciężko jest z nim nie rozmawiać. Poza tym, jestem już dorosła i nie musisz mi mówić, co mogę, a czego nie. 
-Właśnie widzę, że muszę. Już zapomniałaś, co on robił? - Jego twarz coraz bardziej przypominała kolorem jego włosy.
-Nie, nie zapomniałam. Przecież nic złego nie robię. 
-Jesteś dla niego tylko zwykłą szlamą.

Tego było za wiele, dziewczyna wstała, odwróciła się w stronę Rona i wymierzyła mu policzek. Łzy zbierały się w jej oczach, ale nie chciała płakać przy nim. Szybko wybiegła z Wielkiej Sali i pobiegła do swojego dormitorium. 

czwartek, 11 czerwca 2015

3. rozdział


Tyle czasu mnie nie było. Wszystko przez maturę. Ale teraz mam dużo czasu na pisanie i postaram się dodawać posty systematycznie ;) 
Miłego czytania! 

_________________________________________________________________________________




   Powrót do szkoły. Pierwsze zajęcia. To wszystko wydawało się takie niezmienne od czasu wojny. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że żadnej wojny nie było. Wszyscy żyli jak kiedyś. Ale to tylko pozory. Dla tych, którzy wtedy walczyli, lub tych, którzy stracili w niej bliskich zmieniło się wiele. To nie była już ta sama szkoła i oni też nie byli tymi samymi ludźmi. 

                                                         ~~~~
   Jesień zbliżała się wielkimi krokami. Zanim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, drzewa na obrzeżach zamku zrobiły się czerwono żółte, a wiatr stał się chłodniejszy. Lekcje mijały tak szybko, że już po chwili kończył się pierwszy miesiąc nauki. Hermionie nie przeszkadzało już towarzystwo Malfoya, gdy wychodziła ze swojej sypialni. Można uznać, że zaczęli się tolerować, jeśli można tak nazwać lekkie skinienie głowy na swój widok.

                                                         ~~~~
   Hermiona szła na obiad do Wielkiej Sali. Jak zwykle z torbą zapełnioną książkami. Ominęła właśnie zakręt na korytarzu, gdy poczuła jak na coś wpada. Wszystkie książki rozsypały się po podłodze.
-Uważaj jak chodzisz! Gdzie Ty masz oczy?! - Gryfonka, nie patrząc na kogo wpadła, zaczęła zbierać książki.
-Ogromnie przepraszam. Nie zauważyłem Cię. - chłopak natychmiast pomógł jej zbierać książki. - Jestem Jesse. - Z promenistym uśmiechem podał Gryfonce rękę.
Hermiona podniosła wzrok i ujrzała piękne niebieskie oczy. Widziała już tegochłopaka w szkole, ale nigdy nie zwróciła na niego większej uwagi. - Hermiona - odwzajemniła uśmiech.
-Czy mógłbym Ci jakoś wynagrodzić ten wypadek? - Jego oczy były tak rozpraszające, że Hermiona była w stanie tylko kiwnąć twierdząco głową. - Wspaniale. Idziesz teraz do Wielkiej Sali? Mogę Cię odprowadzić. - brunet właśnie podniósł ostatnią książkę i podał ją Gryfonce.
-Yyyy.. Tak, jasne. Czemu nie? - Co się z nią działo? W jednym momencie zapomniała języka w buzi. "Weź się w garść Hermiono". Ruszyli w stronę Wielkiej Sali. - W której klasie jesteś? Wcześniej Cię tu nie widziałam. - spytała zadowolona z siebie, że zdołała z siebie wydusić więcej niż jedno, nędzne zdanie.
- Nie widziałaś mnie, bo przeniosłem się tu dopiero w siódmej klasie. Wcześniej chodziłem do Durmstrangu, ale moi rodzice postanowili przeprowadzić się do Anglii. Swoją drogę wasza szkoła jest ogromna. Ostatnio zgubiłem się w drodze na Eliksiry, Slughorn kazał mi zostać po lekcjach i czyścić kociołki. W sumie nie jest taki zły, nawet go polubiłem. Trochę mu o sobie opowiedziałem i zaprosił mnie do Klubu ślimaka. Wiesz może co to?
-No jasne! Też jestem w tym Klubie, Slughorn zaprasza tam najlepszych uczniów, oraz takich, którzy są sławni. Lubi mieć wokół siebie uczniów, którzy w przyszłości mogliby mu pomóc.
-Aaa, teraz wszystko rozumiem. Powiedziałem mu, że mój ojciec dostał niezłą fuchę w Ministerstwie, więc postanowił mnie zaprosić.
-To właśnie dlatego wydałeś się Slughornowi taki interesujący- weszli do Wielkiej Sali. Dziewczyna spojrzała na jego szatę- Krukon- stwierdziła po kolorze i herbie naszytym na pierś. - Tutaj musimy się pożegnać, ja idę do Gryfonów. Miło było Cię poznać Jesse. Do zobaczenia! 
- Mam taką nadzieję! - i odeszli, każde do swojego stołu. 

                                                         ~~~~
-Hej Herm! Siadaj tutaj! - rudowłosa dziewczyna klepała miejsce obok siebie. Gryfonka od razu do niej podeszła. - Z kim to się nasza Mionka szwęda po tym wielkim zamku? - ruda potrząsła jednoznacznie brwiami.
-Z nikim się nie szwędam, Gin! Wpadłam na niego na korytarzu i odprowadził mnie na obiad. Ma na imię Jesse, jest Krukonem i chodzi do siódmej klasy. Imiona rodziców, rodowód i stały adres zamieszkania też chcesz znać? - Hermiona śmiała się z wścibskiej przyjaciółki. 
-Ja nie, ale Malfoy patrzy na niego wzrokiem godnym bazyliszka. - zripostowała Ginny.
-Bardzo śmieszne, Gin. Malfoy nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. - jeszcze chwilę obie się naśmiewały z chłopaków i zjadły obiad. 
-Gin, może przyjdziesz dziś do mojego pokoju? Dawno nie gadałyśmy, a u mnie będziemy mieć więcej prywatności niż w Pokoju Wspólnym Gryfonów. - po obiedzie dziewczyny ruszyły w stronę swoich pokojów.
-Jasne, Herm! Będę o osiemnastej, bo mam jeszcze trochę pracy domowej na poniedziałek. Do zobaczenia! - I pobiegła na siódme piętro. Gryfonka zmierzyła na piąte piętro do swojego dormitorium.

                                                         ~~~~
   Przeszła przejśc obraz, w salonie siedział jej współlokator. 
- Cześć, Granger. - Krótko i zwięźle. Odpowiedziała szybkim "Witaj, Malfoy" i usiadła na fotelu obok kanapy, na której siedział Ślizgon. 
-Przyjdzie tu dzisiaj Ginny, nie pytam Cię o zdanie, ale informuję, żebyś potem nie robił scen - wolała go o tym powiadomić, zamiast mieć potem nieprzyjemności z jego strony.
- Aa, Ruda, o której ciągle gada Zabi... - urwał - Tak, tak, nie ma sprawy. - I nastąpiła cisza. W sumie nie była ona niezręczna. Po prostu siedzieli, pogrążeni w swoim myślach. Była 16, a więc do wizyty przyjaciółki pozostało jej jeszcze sporo czasu, więc sięgnęła po pierwszą lepszą książkę z biblioteczki. Jej spokój w czytaniu przerwał jednak pewien blondyn. 
-Granger? - podniosła wzrok znad lektury. - Czy możemy przynajmniej spróbować zachowywać się normalnie? - był poważny, widziała to w jego oczach. 
-Co masz na myśli mówiąc "normalnie"? - odłożyła książki na stolik przed sobą. 
-Na początku, chciałem Cię przeprosić. Wiem, że to wiele nie zmieni, ale muszę. Na prawdę chcę, żebyś spróbowała zrozumieć, że już taki nie jestem. Chyba nie oczekuję wiele, tylko zrozumienia. - chłopak miał smutne oczy. Nawet tej upartej Gryfonce na chwilę zmiękło serce. Na chwilę. Zaraz jednak oprzytomniała i obojętnym głosem wygłosiła: 
-Racja, Malfoy, nie masz prawa oczekiwać dużo. Nie jest tak łatwo dać komuś czystą kartę. Trzeba na to zasłużyć. Ale możemy spróbować być dla siebie znośni. - Mimo wszystko nadal była Gryfonką. Ba! I to jaką! Pomogła Harry'emu zwyciężyć z Czarnym Panem, więc da sobie radę też z Malfoyem. 

                                                         ~~~~
   Od godziny siedziała w swoim pokoju. Dochodziła osiemnasta. Zaraz przyjdzie Ginny i będzie mogła jej opowiedzieć wszystko co działo się przez ten pierwszy miesiąc szkoły, gdyż przez natłok nauki nie miały na to wcześniej czasu. Osiemnasta. Z rozmyślań wybiło ją pukanie do drzwi. - Otwarte!- krzyknęła w stronę drzwi do swojej sypialni, będąc pewną, że to jej przyjaciółka. Nie myliła się, przez drzwi przeszła rudowłosa dziewczyna. Była jakaś inna. Zmieniła się przez wakacje. Teraz na pewno zwracała na siebie uwagę większości chłopców w szkole. Właściwie to ona nauczyła Hermionę jak się malować, ubierać i czesać. Przegadały pół nocy. Ginny opowiedziała jej o swoim rozstaniu z Harry'm i zapewniła, że nadal się przyjaźnią. Wspomniała też o nowym chłopaku, ale nie chciała jej zdradzać szczegółów. Hermiona natomiast opowiedziała o sojuszu z Malfoyem i o tym jak jej się z nim żyje odkąd mają wspólny salon i codziennie się widują. Po drugiej w nocy obie zasnęły na łóżku Hemiony. Nazajutrz była sobota, więc nie musiały się niczym przejmować.  

                                                         ~~~~
   W sypialni obok, na swoim łóżku leżał chłopak. Na sen nie pozwalały mu nieznośne myśli. Dlaczego to on musi płacić, za błędy swojego ojca i te robione przez niego? Przecież nie jest zły tak jak reszta śmierciożerców. Wcale nie chciał nim być. Podwinął rękaw na lewej ręce. Mroczny Znak po upadku Voldemorta był co prawda mniej widoczny, ale nie na tyle, aby o nim zapomnieć. I właśnie tyle znaczył dla nich wszystkich. Widzieli w nim tylko śmierciożercę. Nic nie wartego, zakochanego w sobie Malfoya. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

2. rozdział

-Jak ona mogła mi to zrobić?! Ja z Tobą?! Mieszkać przez kolejny rok?! To się w głowie nie mieści! - Gryfonka nadal nie pogodziła się z tym co usłyszała.
- Kurde, Granger, nie rozumiem dlaczego to tak przeżywasz. Mi to nie przeszkadza. Ja... chcę to wszystko naprawić. - popatrzyła na niego jak na dziwaka.

- Malfoy, czy Ty się słyszysz? Od sześciu lat skaczemy sobie do gardeł, a Ty teraz tak po prostu mówisz, że chcesz to naprawić?
- Wiem, że pewnie nie było Ci przyjemnie, ale.. - zaczął, ale dziewczyna szybko mu przerwała.
-Nie było mi przyjemnie? Na mózg Ci padło? Tyle nocy spędziłam płacząc przez to czego się od Ciebie nasłuchałam, a może teraz mam skakać z radości, bo zachciało Ci się nagle zmienić. Na razie Malfoy. - i pewnym krokiem odeszła do swojego przedziału. Zostawiła go samego z mętlikiem w głowie. Może to już za późno. Może dla Dracona Malfoya nie ma już ratunku.

                                                       ~~~~
   Hermiona weszła do przedziału, w którym siedzieli jej przyjaciele i szybko opowiedziała o całej sprawie Rudej. 
- I myślisz, że to jakiś podstęp ze strony Malfoya? A może, Mionka, on na prawdę chce się zmienić. - Ginny jak zwykle miała optymistyczne podejście do życia.
- Ludzie jak on się nie zmieniają Ginn.
                                                       ~~~~
   Po jakimś czasie byli już w Hogwarcie, spędzili wieczór na uczcie. Tiara przydzieliła do domów nowych uczniów, a wieczorem wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów. Hermiona do dormitorium prefektów dotarła przed Draconem i miała okazję dokładnie mu się przyjrzeć. Pierwszym co ujrzała była biblioteczka stojąca przy ścianie pod oknem, to od razu poprawiło jej humor, obiecała sobie, że w wolnym czasie przejrzy te książki. Po lewej stronie był dość duży kominek, a niedaleko niego kanapę i fotele pasujące kolorem do ścian. Po prawej stronie zobaczyła barek z różnymi napojami alkoholowymi. Podeszła i nalała sobie jednego z nich. Na przeciwko wejścia do salonu znajdował się krótki korytarz z dwojgiem drzwi. Na jednych znajdował się herb Gryffindoru, a na drugich herb Slytherinu. Nie zamierzała 
zaglądać do sypialni ślizgona, więc otworzyła od razu drzwi swojego pokoju. Zamurowało ją na wejściu. Jej oczom ukazał się dość spory pokój, jego ściany były w kolorze rubinu, wielkie okno z widokiem na zakazany las i hogwarckie jezioro nadawało mu niesamowity klimat, a wielkie łóżko stojące pod ścianą było wprost niesamowite. Na przeciwko niego stało biurko, obok szafa a niedaleko mały stoliczek do kawy i kanapa. Obok były kolejne drzwi prowadzące do łazienki. Nie była wielka ale zawierała wszystko czego potrzeba. Wróciła do sypialni, nie chciała już dzisiaj z niej wychodzić, aby w salonie nie spotkać ślizgona. Rozpakowała więc swój kufer i położyła się do łóżka. Jutro była sobota, więc mogła dłużej pospać.

                                                        ~~~~
Draco nie miał zamiaru tak szybko iść do swojego dormitorium. W salonie ślizgonów była dziś impreza, a on nie zamierzał jej odpuścić. Siedział wygodnie na kanapie z Zabinim i innymi kolegami. Jakieś dziewczyny ciągle do niego chichotały i przymilały się. Miał już tego dość. Kiedyś na pewno wykorzystałby taką sytuację i któraś wylądowałaby w jego łóżku, ale nie teraz. Znudziło mu się takie życie, dziewczyna na jedną noc. To już nie było dla niego.
   Był jakby nieobecny, myślał o tym co Granger powiedziała mu w pociągu. Czy ona na prawdę aż tak go nienawidziła? Na Merlina, czemu on o tym myśli? To tylko jedna szlama, co go obchodzi jej zdanie? Wypił łyk ognistej. Nie bawił się tu dobrze. Nawet mimo towarzystwa Diabła. 
- Blaise, nudzi mi się. Idę do siebie. - rzucił Smok i już go nie było w pokoju wspólnym ślizgonów.
Szybko dotarł na piąte piętro, uniknął spotkania z Irytkiem i już po chwili stał przed obrazem przedstawiającym czerwonego smoka. 'Więc jak szło to hasło?' - pomyślał. 
- Piwo kremowe? - powiedział, ale smok tylko prychnął ogniem. - Lukrecjowe różdżki? - i znowu. - No nie pamiętam hasła, ale jestem prefektem naczelnym i chyba możesz mnie wpuścić. - Smok znowu prychnął i odwrócił się do niego tyłem. 
-No dobra. Nie mam innego wyjścia. GRANGER!!! - zaczął krzyczeć i uderzać pięściami w obraz. Nic. Cisza.Zrobił to jeszcze raz. I znowu, ale gryfonka się nie pojawiała. - Dobra, ostatni raz. GRANGER OTWIERAJ TO PRZEJŚCIE! - udało się. Obraz po chwili się uchylił, a za nim stała Hermiona w szlafroku. Widać było po jej wyglądzie, że ją obudził.
-Kurde, Malfoy. Jest pierwsza w nocy, po co mnie budzisz o tej porze? 
-Tak się składa, że zapomniałem hasła, ale byłoby miło, gdybyś następnym razem otworzyła szybciej - i wszedł do środka.
- Żartujesz?! - krzyknęła zatrzaskując za sobą obraz - Wcale nie musiałam Ci otwierać! Wystarczyło słuchać McGonnagal. Wielki pan Malfoy nie pamięta hasła! Ja nie zamierzam Ci za każdym razem otwierać. Zapamiętaj sobie : 
bananowe ciastka. Nie licz więcej na mnie! - odwróciła się i zmierzała do swojej sypialni.
-Poczekaj - złapał ją za nadgarstek - prze.. przepraszam. O kurde to było trudne. Tak to prawda, mogłem jej uważniej słuchać. I dzięki, że jednak otworzyłaś. - puścił ją. Zrobił kilka kroków i już był w swoim pokoju. 
Czy on, Draco Malfoy, właśnie przeprosił i podziękował Granger? Chyba jest pijany. Położył się do łóżka i zasnął.
                                                       ~~~~
   Stała od pięciu minut z szeroko otwartymi oczami i buzią. Co się tak właściwie przed momentem stało? Czy ta platynowa fretka ją właśnie przeprosiła, a potem jeszcze podziękowała? To się w głowie nie mieści! Pewnie to przez tą pobudkę tylko jej się zdawało, że ją przeprosił. Tak, to na pewno to. Postanowiła wrócić do łóżka. 
Już po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza.

                                                       ~~~~
   Czy w życiu można być czegoś pewnym na sto procent? Że Ci, których znamy i kochamy będą z nami już zawsze? 
Nasze życie ciągle się zmienia, poznajemy nowych ludzi, czasem poznajemy na nowo tych, którzy byli w naszym życiu już wcześniej. To właśnie czyni je wyjątkowym. To nas czyni wyjątkowymi. Może tak właśnie ma być. Może niektórzy muszą zniknąć, żeby zrobić miejsce w naszym życiu innym, lepszym. 

                                                       ~~~~
   Siedział w fotelu w salonie Malfoy Manor. W całym dworze panował ponury nastrój. Mało kto się odzywał. Po powrocie Czarnego Pana w tym domu już nie było spokoju. Właśnie czekali na jego przybycie. Nastąpił głuchy trzask i przez drzwi przeszedł on, Lord Voldemort. Draco ledwo mógł przełknąć ślinę. To już dziś. Dzisiaj będzie naznaczony.
- Draconie wstań. - To jego ojciec. Miał cienie pod oczami i cały był blady. Nawet on bał się Sami-Wiecie-Kogo.
- Ojcze, czy muszę... - nie zdążył jednak dokończyć. Już wił się na ziemi pod wpływem zaklęcia Cruciatus.
- Chyba młody Malfoy nie zaczął się bać. - zadrwił z niego Voldemort.
- Nie Panie, on długo czekał na ten moment. - Lucjusz pokłonił się nisko, nie musiał wtedy patrzeć w oczy Czarnego Pana. 
- A więc przejdźmy do tego, po co się tu zebraliśmy. Dajcie mi chłopaka.
Kilku śmierciożerców w maskach podeszło do leżącego chłopaka, wzięli go pod ramiona i poprowadzili do swojego pana, stojącego już obok kominka w salonie. 
-Proszę nie. - zdyszany Draco miał już łzy w oczach. Nie chciał stawać się jednym z nich. Widział co to zrobiło z jego ojcem, widział jak przez to cierpi jego matka. Nie chciał być taki. Ale nie miał wyboru. Nikt nie pytał go o zdanie.
Dziesięć minut później na jego lewym przedramieniu widoczny był Mroczny Znak. Ból związany z jego wypalaniem był nie do zniesienia.

                                                        ~~~~
   Otworzył oczy. Znowu ten sam sen. Już od dwóch lat go prześladuje. Uniósł lewą rękę. Znak był mniej widoczny po śmierci Voldemorta jednak można go było łatwo zauważyć. Za każdym razem, gdy na niego patrzył odczuwał ten sam ból. Został zmuszony do bycia kimś, kim nigdy nie chciał zostać. Przez to nigdy nie doznał prawdziwej przyjaźni ani miłości. Tak na prawdę wszyscy się go po prostu bali. Te wszystkie dziewczyny leciały tylko na jego kasę. Wiedział, że kocha go tylko matka. Zrozumiał to tego dnia, gdy wyrzekła się swojego męża. Gdy zlitowała się w końcu nad swoim synem.